wtorek, 9 lipca 2013

Tajemnica 1

Jak ja się ciesze,że tu jestem!! Po prostu marzyłam żeby tu przyjechać!! Po co pytać się mnie o zdanie? Co ja o tym myśle? A co go to obchodzi!! Zawsze miało być po jego myśli!! Nigdy nie miałam nic do powiedzenia!! Gdyby chociaż raz zabrałby mnie na tą cholerną akcje!! Chociaż raz!! Ale nie!! Bo to jest niebezpieczne!! A co jest bezpieczne?? Sama w sobie jestem maszyną do zabijania! Czy to za pomocą magi,czy swojej zwierzęcej postaci.A no tak! Zapomniałam przedstawić się wam.To tak: Nazywam się Rose Dark.Tak wiem.Mam bardzo dziwne nazwisko,ale mówi się trudno i żyje się dalej.Mam 17 lat i mieszkam tylko z moim tatą.Moja mama została zamordowana jak miałam 5 lat.W mojej rodzinie co kilka pokoleń pojawiają się niezwykle silne czarownice.Nigdy nie wiadomo za ile.Może za dwa,trzy a może za pół wieku.Każda z nich posiada dodatkowe zdolności prócz możliwość czarowania.Moją najsilniejszą zdolnością jest zmiana kształtu w ogromnego wilka bądz smoka.Mój ojciec jest zykłym łowcą potworów.Chyba tak to można nazwać.Wszyscy ludzie myślą,że w nocy są bezpieczni.Tak naprawdę gdyby wyjrzeli przez okno już nigdy nie wyszliby z mieszkania.Kiedy księżyc wschodzi ulice zasiedlają zombie,duchy,wampiry,wilkołaki i wiele,wiele innych nieciekawych stworów.Może to tylko wydaje się takie straszne ale tak na prawdę wszystkie te stwory mają uczucia...może prócz jednego.Moim jedynym przyjacielem był wampir wegetarianin.Miał na imię Chris.Wśród ludzi jestem wyrzutkiem.I cieszy mnie to.No bo co ja miałabym im powiedzieć?

"Hej jestem Rose.Mój tata poluje na potwory o których nie masz pojęcia.A ja jestem czarownicą i moge zmienić się w wilka lub smoka.Ale prosze cię nie patrz się na mnie jak na kompletną wariatkę."

Nie moge poznać nikogo,ponieważ na każdym kroku musiałabym go okłamywać.Przyzwyczaiłam się do myśli,że umre samotnie.Chodziłam do szkoły,bo musiałam.Udawałam,że wszystko czego się tam ucze przydyda mi się w życiu.No bo do czego przyda mi się wiedza z np: Historii?!? Do złapania wampira?? Nie sądze.

-Gdzie jesteśmy?-zapytałam nie kryjąc złości.No,bo dlaczego miałabym nie być wściekła.

-Jesteśmy w Akron w stanie Ohio-odpowiedział ze stoickim spokojem.Chwila czy on powiedział to co ja myśle?? Jeśli tak to tu mieszka Chris!! Jezu jak ja się z nim dawno nie widziałam!
 
-Gdzie będziemy mieszkać?-chłód mojego głosu nie jednego przyprawiłby o ciarki.
-Niedaleko granicy miasta.-Już więcej się do siebie nie odzywaliśmy.Może i ten człowiek był moim ojcem,ale nigdy się jakoś z tego nie cieszyłam.Nie można powiedzieć,że go nie kocham co to to nie,ale po śmierci mamy oboje zmieniliśmy się.Tak to chyba najlepsze wytłumaczenie.Gdy dojechaliśmy na miejsce pierwsze go zrobiłam to poszłam do toalety.Nigdy nie zatrzymywaliśmy się.Może dlatego,że po ulicach chodzi pełno zombie,które prubują zjeść Dana,bo tak miał na imię mój ojciec.Mnie one nie atakowały gdyż byłam "magiczna".Kiedyś w przypływie złości wyszłam w nocy na spacer.Usiadłam sobie na krawęrzniku i klnęłam na cały świat.Nagle za sobą usłyszałam głośny pomruk.Odwróciłam się.Za mną stał zombie i prubował mnie przestraszyć.Jeśli zaczęłabym uciekać oznaczałoby to,że jestem normalna a to kończy się śmiercią.Dlatego zignorowałam go.Ku mojemu zdziwieniu on usiadł obok mnie.Coś tak mruczał pod nosem,a ja to zrozumiałam.Zapytał się mnie: "Co tu robisz jest noc? Nie boisz się nas?" Odpowiedziałam mu,że nie.Po co mam się go bać.Nawet one się zakochują.Nikt tego nie rozumie.Niby są przegnite i bez uczuć ale jak spotykają swoją "drugą połówkę" zostają ze sobą dopuki się nie rozłorzą.Często widziałam takie zjawisko.Dwa zombie idące za rękę.Urzekający widok.Długo tak siedziałam i rozmawiałam z nim.Dowiedziałam się,ża ma na imię Robert i zginął chroniąc rodzinę.Opowiedział mi całą swoją historię po czym ukłonił się,wstał i ruszył w stronę cmentarza.Zauważyłam,że świta.Dlatego poszedł.Poszłam w jego ślady.Tyle,że ja wróciłam do domu a nie na cmentarz.Po skończeniu wszystkich czynności odświerzających zeszłam na dół aby wziąść torbę.Dan siedział i ładował magazynek co oznaczało,że jutro idzie na wyprawę,albo jeszcze nawet dziś.Zignorowałam to.Przecież i tak mnie nie zabierze.Poszłam do siebie na góre.A opisywałam wam już mój nowy dom? Nie,to tak:Mieszkamy kilometr od innych domów inaczej mówiąc odcięci od świata.Ściany z zwenątrz są pomalowane na kremowo,a wewnątrz na szaro.Mamy salon,kuchnie,dwie sypialnie i łazienki.Ogólnie rzecz biorąć to dom jest po prostu zajebisty w złym znaczeniu tego słowa.Wyjełam ubrania i powrzucałam je do szafek.Na samym dnie lerzał skarb.Mój szkicownik.Maluje od 5 roku życia.Po tym jak zmarła mama ojciec prubował znaleźć mi zajęcie.No i znalazł.Rysując nie zadawałam pytań.Co jemu osobiście odpowiadało.Usiadłam na łożku i zaczęłam rysować.Po jakich 30 minutach usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami.Poszedł dzisiaj na akcje...zeszłam na doł.Na stole w kuchni leżała karteczka a obok niej pięć dych.

                                                         Jadę dzisiaj.Dorwę ją!!
                     Zamów pizze.Idz jutro do szkoły!!
                                                                                                  Kocham tata
                                                      
Taaa...kocha.Już to widze.To dlaczego nie powiesz mi tego prosto w twarz?? A no tak...wszystko jasne.A do szkoły nie mam zamiaru iść! Za żadne skarby! Nalałam sobie do szklanki whiskey i poszłam spowrotem do pokoju.Spojrzałam na szkicownik.Zamiast róży którą planowałam tam umieścić zobaczyłam twarz jakiegoś chłopaka.Nie mogłam tego narysować.Ułożyłam się wygodnie w łóżku i prubowałam sobie przypomnieć czy kiedyś go nie widziałam.Po chwili zmorzył mnie sen.

                                                                            ~~~~

Obudziłam się żeśka i wypoczęta.Spojrzałam na zegarek.Była dziesiąta.Czyli do szkoły nie opłaca mi się już iść.W piżamie poszłam na doł i zagrzałam sobie mleko.To było jedyne co Dan zdołał wczoraj kupić.Nalałam sobie do szklaki białego płynu i dodałam do niego miodu.Zawsze woziłam go ze sobą.Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.Owinęłam się w szlafrok i poszłam otworzyć.W dzwiach stał jakiś chłopak.Pod pachą miał chyba z pięć grubych ksiąg.
-Cześć!-powitał się wesoło nie zwracająć uwagi na mój strój.-Mam na imię Damon Collins i zostałem wysłany aby pomuc ci nadrobić zaległości z dzisiejszego dnia.Przyjrzałam mu się dokładnie.Miał ciemne włosy i ciemne oczy.Przypominały noc.Czyli nie mógł być wampirem szukającym śniadania.Był dobrze zbudowany co mogło wskazywać na to,że jest wilkołakiem.Spojrzałam na jego zęby.Nie były ostro zakończone co wykluczło wilkołaczyzm.Duchem zaczej nie był...chociaż..nie raczej nie.
-Nie trzeba było-odpowiedziałam niezbyt uprzejmie.No bo po co on przylazł?!? I tak pewnie dziś albo jutro pojade w inne miejsce bo mojemu "tatusiowi" się nie uda.
-Rozkaz pani dyrektor-Zasalutował przy tym jak prawdziwy żołnierz.Chyba nie jest groźny.Magiczna ochrona domu nie włączyła się co wskazuje na to,że jest człowiekiem.Odsunęłam się.Bez wachania wszedł do domu.Skierowałam go do salonu,a sama poszłam się ubrać.Założyłam zwykłe trampki,czarną bluzkę i obcisłe,białe dzinsy.Wbiegłam do pokoju w obawie o tego chłopaka.Nagle poczułam,że coś złego się stanie.I nie myliłam się.Damon stał przyciśnięty do ściany,a kto go przyciskał?? Oczywiście jakiś krwiopijca.Długo nie myśląc zmieniłam się w wilka i rzuciłam na intruza.Zaskoczyłam go.Wiliśmy się tak przez 15 minut.W tym czasie coś chrupnęło mi w łapie,a wampir wydrapane oko.Jedna chwila nie uwagi i odgryze mu głowe i wygram.I wreszcie to się stało.Chłopak się skaleczył i odwrócił uwagę.To była moja szansa.Szybko wgryzłam się w szyje i zaczęłam trzepać łbem.Po chwili ciało nosferatu leżało w bezruchu na ziemi.Po patrzyłam na czarnowłosego.Był przerażony całą sytuacją.Nic dziwnego.No bo kto normalny widzi wielkiego wilka bijącego się z jakimś stworem który jest rodem ze zmierzchu.
-Spokojnie.Wszystko wytłumacze.A teraz wsiadaj trzeba iść do ludzi.-Kiedy mówisz pod postacią zwierzęcia wszystko brzmi jak warczenie.Oszołomniony chłopak bez zbędnych sprzeciwów wsiadł na mój grzbiet.Odrazu wybiegłam z domu.Musi jak najszybciej znaleźc się wśród ludzi.Za jednym idzie cała zgraja.Moje przypuszczenia się potwierdziły.Po chwili goniła nas cała grupa.Jedne z nich rzucił się na mnie i wtedy...

_________________________________________________________________________
Elo melo :D Oto pierwszy rozdział trochę przed czasem! YEY! Mam nadzieje,że się cieszycie.Nie wiem kiedy będzie drugi ale tak szyko pisze mi się te rozdziały,że chyba będzie w piątek :D

Buźka
Elizabeth :*

5 komentarzy:

  1. Parę błędów dostrzegłam, masz już bete? :P
    Ogólnie zaczyna się naprawdę fajnie, świetnie wychodzi Ci pisanie w narracji pierwszoosobowej, i tylko tak dalej ;p
    Jest więcej opisów co jest ogromnym plusem! Widać że niektóre rady bierzesz do serca ;)
    Błędów też mniej, chociaż nadal gdzieniegdzie się pojawiają :D
    Zombie? Wampiry? Wilki? Mi pasuje! :P
    Um, czyżbyś zamierzała połączyć Damona i Rose? ;)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, i z góry przepraszam jeśli nie skomentuję nstępnego rozdziału ;)
    Wiesz czemu xd
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie bój żaby :D wszystko się jeszcze pomiesza :P Niestety nie mam jeszcze bety... :'( widać,że nikt nie chce mnie sprawdzać :'( Ty się nie liczysz! :D

      Usuń
    2. Ja Ci będę sprawdzać!
      Nie prawda, liczę się! :D

      Usuń
  2. Szkoda że nie dokończyłaś tamtego, ale to opowiadanie zaczyna się o niebo lepiej ;-)
    Czekam niecierpliwie na next xD
    Ps. Zmieniasz szablon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostaje taki sam :D też pasuje i....O NIE! bo znowu za dużo powiem! ;)

      Usuń